Coraz częściej mówi się o stresie, że zabija nas powoli, ale skutecznie i z precyzją snajpera, a media trąbią o nim jako o chorobie cywilizacyjnej XXI wieku – używając swego rodzaju skrótu myślowego. W rzeczywistości stres kiedyś był naszym przyjacielem (tak jest!) i dopiero ostatnich kilka dekad przebodźcowania i „kultury zap***dolu” uświadomiło nam, że każdego dnia powoli zabijamy samych siebie. W jaki sposób? PRACĄ!
Jak możemy zabijać się pracą, skoro pracujemy po to, żeby móc żyć? Pomyślicie sobie może, że to co mam Wam dziś do powiedzenia to jakieś puste farmazony i przemyślenia pozbawione praktycznego podejścia, których nie warto czytać i których pełno w Internecie… Świadomość problemu to jednak połowa drogi do sukcesu, który stoi za życiem w równowadze i panowaniem nad własną codziennością. Konkretne rozwiązania też się znajdą…
Źródła stresu w XXI wieku – niechlubne pierwsze miejsce
Zacznijmy od, być może dla wielu z was oczywistego ale jednocześnie bardzo ważnego do zrozumienia problemu, wyjaśnienia, do czego właściwie służy nam stres? Pierwotnie reakcja stresowa, która wiąże się między innymi z podwyższonym ciśnieniem, przyśpieszoną akcją serca i głęboko odczuwalnym niepokojem, miała uchronić nas przed niebezpieczeństwem. Jej głównym przeznaczeniem było wywołanie u człowieka jednej z dwóch podstawowych reakcji – walki bądź ucieczki. W krótkiej ekspozycji na kortyzol, za którego wydzielanie odpowiedzialna jest kora nadnerczy, człowiek jedynie zyskiwał. W XXI wieku jednak stresujemy się BEZ PRZERWY. Nie ma mowy o krótkich skokach hormonu stresu i wielu godzinach, dniach czy tygodniach względnego spokoju. Globalizacja, rewolucja przemysłowa i technologiczna wywołały zmiany liczne i choć zbawienne dla rozwoju cywilizacji, to równie destrukcyjne dla nas jako jednostek.
Skoro jednak obecnie nie polujemy i nie uciekamy przed drapieżnikami, jakie właściwie możemy mieć stresy w codziennym życiu i czemu w ogóle mimo zmiany warunków społecznych reakcja „walki oraz ucieczki” w dalszym ciągu funkcjonuje? Według wielu badaczy jest to błąd ewolucyjny, który za kilka tysięcy lat zostanie wyeliminowany przez naturę, obecnie jednak musimy znosić jego niezwykle niszczący wpływ na nasze organizmy i nauczyć się sobie z nim radzić. Żeby natomiast radzić sobie z wrogiem, należy go najpierw poznać – a źródłem największego stresu jest obecnie dla ludzi właśnie PRACA.
Pokolenie pracoholików
Oddając się drobnej dygresji, nie popełnię dużego błędu, jeśli pracę zawodową porównam do niegdysiejszych polowań i walki o przetrwanie. W obu przecież chodzi o zapewnienie bytu sobie i rodzinie. Być może dlatego właśnie ośmielam się zrównywać je ze sobą i stwierdzać, że stanowią swoje zastępniki. W XXI wieku praca jednak ma już zupełnie inny wymiar i charakter niż (nawet) 100 lat temu. Nie umniejszając absolutnie wysiłkom naszych dziadków, dosyć łatwo dojść do wniosku, że obecnie jest nam po prostu trudniej. Popularne przez pierwsze lata dwutysięczne określenie „wyścigu szczurów” nie bez powodu zostało zastąpione przez nieco wulgarne, ale doskonale oddające sytuację sformułowanie „kultury zapierdolu”. Pracujemy BEZ PRZERWY. Tak! Nawet kiedy wychodzimy z pracy w dalszym ciągu myślimy i rozmawiamy na jej temat, budzimy się w nocy z przerażeniem na myśl, że czegoś nie dopilnowaliśmy. Chwalimy się innym, ile godzin pracujemy, nie widząc niczego destruktywnego w podwójnym etacie. Pieniądze na bieżące życie to natomiast tylko jeden z naszych celów i okazuje się, że nie zawsze najważniejszy. Gonimy przede wszystkim za uznaniem, statusem, zabezpieczeniem finansowym na starość.
W zupełnie innym sensie niż kiedyś gonimy również za poczuciem bezpieczeństwa w ogóle. Dynamiczna sytuacja na rynku pracy zmusza nas do ciągłego podnoszenia kwalifikacji i tak jak kiedyś nasi rodzice pozostawali w jednym zakładzie pracy na całe dekady, a ich rozwój miał cechy ewolucyjne, tak wymagania stawianie obecnie wobec pracowników to rewolucja, która odbywa się każdego dnia; stare zawody tracą na znaczeniu, powoli zanikają i giną, wciąż pojawiają się nowe, istniejące od dekad firmy zamykają swoje podwoje, ciągłe redukcje etatów i pojawiające się każdego dnia nowe technologie albo co najmniej aktualizacje w tych, które już zdążyliśmy poznać…
Może to powodować lekki zawrót głowy, prawda?
Do standardów panujących już przed rokiem 2020, doszły jeszcze zmiany, które zaprowadziła pandemia, o czym szerzej piszę w książce napisanej we współpracy z Profesorem Rafałem Ohme pt.: „Zespół stresu postpandemicznego”. Mimo iż praca zdalna ma swoje niepodważalne zalety, cechuje się również szeregiem zagrożeń, z którymi niezwykle trudno walczyć. Wśród nich prym wiodą brak kontaktu z ludźmi oraz brak rozgraniczenia przestrzeni zawodowej od prywatnej. Obecny już wcześniej nawyk responsywności po godzinach pracy, teraz stał się nagminnością, a my, będąc w ciągłej gotowości i odpisując na maile, smsy i odbierając telefony o każdej porze dnia i nocy, nie pozwalamy naszym mózgom odpocząć. Jednocześnie jesteśmy pozbawieni bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem, a mimo bycia ciągle online, świat wirtualny nie dostarczy nam wrażeń, których potrzebuje nasz organizm i które otrzymuje przy kontakcie face to face.
Efekty przewlekłego stresu
Wypalenie zawodowe to coraz częstsza diagnoza w gabinecie psychiatry. Z badań wynika, że nawet 65% Polaków aktywnych zawodowo może doświadczać wypalenia, które może objawiać się w następujący sposób:
1. Udawanie, że „dam radę” – początki są niegroźne, a wszystko to, co dzieje się w tej fazie, może być nawet odbierane jako pozytywne, energetyczne, ambitne. Kto jak nie ja!
2. Branie na siebie jeszcze więcej – jeszcze więcej zadań, projektów, spotkań, wyjazdów służbowych. Przecież jestem potrzebny, nie mogę zawalić terminów! Nadgodziny? Nie ma problemu – udowodnię, że dam radę!
3. Zaniedbywanie siebie – na tym etapie zapominam, że mam w ogóle jakieś potrzeby. Zamiast snu wybieram więcej kawy i energetyków, zamiast posiłku – jeszcze więcej kawy, energetyków, używek i innych stymulantów.
4. Wypieranie istnienia problemu – jestem ślepy i głuchy, nic do mnie nie dociera. Jeśli nawet widzę, że coś jest nie tak, obwiniam wyłącznie siebie. Pojawia się rozczarowanie, zmęczenie i zniechęcenie do pracy.
5. Zaprzeczanie – nic się nie dzieje, to tylko chwilowy spadek formy. Odpocznę i jutro zabiorę się do pracy ze zdwojoną siłą. To tylko przeziębienie, nic mi nie będzie. Nie przyjmuję do wiadomości tego, co naprawdę się ze mną dzieje. Jestem mistrzem fałszowania rzeczywistości.
6. Wycofanie – pojawiają się problemy z koncentracją, zaczynam chorować z powodu obniżonej odporności. Uczucie wewnętrznej pustki powoduje, że izoluję się i wycofuję, a moje relacje ulegają widocznemu pogorszeniu i nie za bardzo mnie to obchodzi.
7. Widoczne zmiany w zachowaniu – zdecydowanie mniejsza aktywność, po kreatywności nie ma już śladu. Jestem nieufny i podejrzliwy, za to wycofanie i izolacja „wchodzą na wyższy poziom rozwoju”, czyli moje kontakty społeczne ograniczam do niezbędnego minimum, rezygnuję z hobby.
8. Depersonalizacja – wchodzę w poważny etap rozwoju syndromu wypalenia zawodowego. Całkowicie tracę dobry nastrój, nadzieję, dobre samopoczucie. W zamian mam tylko narastającą obojętność i apatię. Nie jestem zdolny do podejmowania decyzji – moja zdolność oceny sytuacji znacznie się pogorszyła, nie mogę już sobie ufać. Działam na zasadzie automatyzmów, jak robot.
9. Dojmujące odczucie pustki – odczuwam nieokreślony strach, nie jestem w stanie podać jego konkretnej przyczyny, trudno ze mną wytrzymać, jestem nerwowy, apatyczny, miewam nawet ataki paniki. Obcy ludzie wzbudzają we mnie lęk, a odwaga i pewność siebie całkowicie mnie opuściły.
Wszystko to objawy wypalenia zawodowego, które mogą występować pojedynczo, ale mogą również kumulować się jako cały zespół objawów. Nie warto ich ignorować i jeśli zaczną występować, należy zareagować od razu. Kontakt z psychologiem czy z psychiatrą to podstawa. Również, jeśli zdecydujesz się na psychoterapię, dowiesz się zapewne o szeregu rozwiązań, które warto wprowadzić do swojej codzienności, aby na przyszłość uniknąć efektów wpływu, jaki na nasze życie ma stres i spowodowane nim (między innymi) wypalenie zawodowe… A to przecież tylko jeden z wielu skutków długotrwałego oddziaływania stresu na organizm. Kwestie związane z działaniem organizmu od strony fizycznej to temat na zupełnie inny artykuł, a znalazłyby się w nim informacje dotyczące destruktywnego wpływu kortyzolu na wszystkie narządy i objawy psychosomatyczne, do których prowadzi.
Jak przeciwdziałać skutkom długotrwałego stresu?
A może by tak całkowicie wyeliminować długotrwały stres z życia? Być może teraz wydaje ci się to mrzonką, ale uwierz mi, że stres w większości przypadków pojawia się bez potrzeby, zwłaszcza ten przewlekły. Niepokoje, których doświadczasz to najczęściej twoje własne emanacje i wyobrażenia na pewne tematy, często niezaleczona trauma. Obawa przed zwolnieniem, bo w kilku poprzednich pracach zostałeś zwolniony – co z tego, że obecnie radzisz sobie doskonale… Strach przed chorobą nowotworową, bo twoi dziadkowie chorowali, więc niedługo na pewno przyjdzie twoja kolej… Paniczny lęk przed zmianami, który wprawia twój organizm w stan, jakby te zmiany już nadeszły i właśnie się działy…
Brzmi banalnie, ale musisz się uspokoić. Znajdź swoją własną bezpieczną przestrzeń, która zapewni ci odcięcie od niepotrzebnych bodźców. Jeśli pracujesz z domu, chowaj laptopa po zakończeniu dnia, staraj się wyłączać lub wyciszać telefon. Rewelacyjnie na obniżenie stresu działa bycie offline. Wiem, że to trudne. Warto jednak zdawać sobie sprawę, jak mocno do naszego zmęczenia przyczynia się przebodźcowanie i stałe połączenie z resztą świata – nie tylko tego związanego z pracą.
Staraj się mieć stałe nawyki, takie jak codzienny spacer, wspólny posiłek z ukochaną osobą czy filiżanka białej herbaty – bez oglądania telewizji, czytania newsów czy rozmów o pracy. Postaraj się wprowadzić swoje ciało w stan odpoczywania i kontroluj swoje myśli – jeśli zaczynają napływać kompulsywnie i odwracać twoją uwagę, odpychaj je od siebie. Na początku będzie trudno, ale po kilku tygodniach stanie się to naturalne.
Znajdź pasję, która sprawi, że nawet najtrudniejsze chwile, będą jedynie stanem przejściowym, który prowadzić cię będzie do: kolejnej sesji tenisa, kolejnego spotkania klubu czytelniczego, kolejnego binge watchingu na sali kinowej lub we własnym domu. Staraj się, aby każdy twój dzień był doświadczaniem, ale nie w postaci kompulsywnego i pozbawionego balansu rozwoju zawodowego, intelektualnego, czy osobistego, ale… spokoju, relaksu i przyjemności. Chociaż wydaje się to być oczywiste, doskonała większość z nas nie ma pojęcia, co tak naprawdę sprawia nam radość, nie zna swoich preferencji i w wyniku tego nie potrafi odpowiednio reagować na przemęczenie organizmu. Pierwszym krokiem do zdrowia psychicznego jest zatem starożytne – „Poznaj samego siebie”.
Więcej na temat stresu i sposobów radzenia sobie z nim znajdziecie w mojej książce „Zespół stresu postpandemicznego”, napisanej we współpracy z Profesorem Rafałem Ohme.
Jakub B. Bączek
Jakub B. Bączek - Trener mentalny Mistrzów Świata i olimpijczyków, właściciel kilku firm, autor ponad 20 książek, sprzedawanych dziś w 17 krajach. Wykładowca studiów MBA na Akademii Leona Koźmińskiego, ekspert telewizyjny, mówca inspiracyjny, regularnie zapraszany do czołowych banków i korporacji.
Twórca Akademii Trenerów Mentalnych™ i popularnych projektów szkoleniowych w Polsce i za granicą. Prywatnie pasjonat podróży, gry w golfa, buddyzmu i czytania książek. Uważa, że marzenia się nie spełniają – marzenia się... SPEŁNIA!
Link do strony artykułu: https://wirtualnemedia.pl./centrum-prasowe/artykul/jak-stres-nas-zabija-czyli-fatalne-skutki-kultury-zap-dolu